niedziela, 30 listopada 2008

Pi(e)ss

…a w zasadzie jego właścicielka. 
Generalnie chodzi o to, że na klatce schodowej wali trupem. No, może nie dosłownie – ale zacap jest konkretny. Nie pomaga otwieranie okien. Co kto przyjdzie to pyta: koty u sąsiadów? I tak i nie. Koty są – ale raczej nieszkodliwe – nie łażą po klatce schodowej. Szkodliwy jest pies – a tak po prawdzie to jego lekko zwalona właścicielka – bo ciężko się wkurzać na zwierza (pies sam w sobie to fajna sprawa – nawet jeśli się woli kota) – na właściciela trza się wkurzać. 

Nosz w mordę! Baba wyprowadza psa w taki sposób, że otwiera drzwi – wypuszcza go i zaczyna sama powoli schodzić. A co na to pies? Ano to, że zanim dobiegnie na podwórko to zdąży się 3 razy odlać na ścianę. A co na to ta bezmyślna baba, gdy się jej zwróciło uwagę że piesek zostawia po sobie kałuże? … „Gdzie? Gdzie? Nie widzę… a, rzeczywiście.” I poszła. Dżizassssssss.

Qrrrrrrrrrrrrrwa mać. Ręce i cycki opadają. W takich chwilach odruchowo lukam dookoła za jakimś ciężkim przedmiotem. Nie jestem zwolennikiem przemocy, ale może faktycznie niektórzy mają rację mówiąc, że tylko tak można niektórych wychować. Klatka schodowa niedawno remontowana a na każdym piętrze zacieki na ścianach. Ludzieee! Pomyślcie czasem! Zwierzaki tego za was nie zrobią! Jakie by mądre nie były!

Ciężko tak do cholery wziąć psa na smycz i sprowadzić te 3 czy 4 piętra pilnując by nie lał? Ciężko? To takie strasznie cholernie trudne do zrozumienia, że człowiek załatwia się w kiblu – a pies na trawniku? Ciężko zadbać o wspólną klatkę schodową? Niektórzy chyba się nigdy nie nauczą – nie ich własność - to można olać i przewietrzyć. Mądre to? Pomocne? 

Szkoda słów.

Następnym razem serio pójdę i odleję jej się na drzwi wejściowe. A niech spróbuje protestować! Jak się jej nie spodoba to otworzę jej okno.

Sio, sio.

piątek, 28 listopada 2008

Grupa Trzymająca Ksero

historia jest dość banalna, jak na polskie warunki wręcz standardowa. po prostu, zwyczajnie, od tak, pani z czytelni pokazuje swoją MOC.

tak, tak, o pani piszę! z czytelni w gdyni, niemalże w samym centrum miasta - poznaje się pani? tak? doobrze.

a było to tak...

moja najwspanialsza poszła do czytelni. wszyscy wiemy po co chadza się do tych przybytków rozkoszy - zwykle poczytać książkę, której nigdzie kupić - tudzież wypożyczyć - się nie da. wiem coś o tym (młodość w bibliotekach.... i tepe).

poszła. książeczka cienka, ze 25 stron, skserować warto - zwłaszcza, że przyda się jeszcze za czas jakiś, to pewne. 

- czy mogłaby pani mi skserować te 20 stron?

- hmm tak. na jutro.

- no ale to zajmie 3 minuty a mi ten tekst potrzebny jest do referatu który muszę na JUTRO mieć.

- co pani nie powie... teraz nie mam czasu - to będzie z pół godziny trwało!- odrzekła pani z czytelni bardzo pewnym i stanowczym głosem.

- no to może ja zostawię jakiś dokument? dowód osobisty na przykład - i pójdę tu za róg skeruję sobie w ksero?

- ha ha! i co jeszcze mi pani zostawi? ha ha ha! - zadrwiła Mająca Władzę.

- yhym. no tak. to skoro nie chce pani mi wypożyczyć książki na 3 minuty za okazaniem dowodu, a nie ma pani czasu na kserowanie - to może sama sobie skseruję? (dopisek redakcji: przez czas tej rezolutnej dyskusji książkę można było skserować już 3 razy).

- wolnego! - zaskrzeczała - co też pani sobie myśli? że ja tak każdego NA ZAPLECZE będę wpuszczać? czy pani też by tak wpuszczała u siebie w pracy obce osoby na zaplecze gdyby sobie chciały coś skserować?!?? - świetlówka w holu złowrogo zamrugała.

- nnnoo, gdyby ktoś serio potrzebował to czemu nie.. ? - odrzekła petentka, wahając się czy okazać wkurwienie już teraz - słownie, czy za moment wbijając głupiej babie ołówek w lewe ucho.

pani "nie-będziesz-mi-się-tu-panoszyć-obca-osobo,-to-MOJA-czytelnia,-MÓJ-teren..-wara-od-ksero" odfuknęła z typową na tej szerokości geograficznej zawziętością:

- to ciekawe gdzie pani pracuje??!?!?!!!?!

opowiedź była wyczerpująca, choć niezbyt już pewnym głosem wypowiedziana:

- w Urzędzie Miasta Gdyni.

...

tu drogi czytelniku, moja najwspanialsza zrezygnowana i wściekła, poszła usiąść przy komputerze z zamiarem zeskanowania tych 20 nieszczęsnych stron - tak jak to jej pani z czytelni poradziła (w pominiętym z racji długości wątku). 

wzmianka o Urzędzie Miasta Gdyni najwyraźniej podziałała skutecznie naszej "szefowej" na ośrodki kojarzenia, gdyż po chwilli znalazła się osoba, która całym swym jestestwem poświęciła się kserowaniu. oczywiście trwało to 3 minuty.

JAPKM! 

o co do cholery chodzi? o to żeby jebane ksero stało w piwnicy, bo jakaś nieużyta baba ma focha? aargh! nooo jasne. ksero dla ludzi, którzy potrzebują skopiować 20 stron? no coooo ty? ksero ma być dla wielce wielmożnej baby "nie chce mi się ruszyć dupska" - ja tu rządzę, se pani przepisz". 

moje nerwy są skołatane przez takie historie. wierzcie mi - zdarzyło się to kilka dni temu, i jeszcze nie mogę wyjść z podziwu. czy tak cieżko wystawić to ksero na hol? i napisać cenę? albo nawet "tylko za odliczoną kwotę"? dlaczego w cywilizowanych miejscach (nie chcę pisać 'krajach' - bo nawet w PL się takie CUDA zdarzają) ksero stoi na środku i kto chce to korzysta? nosz w morde. nie ma to jak pokazać swoją władzę. choćby to miała być władza nad jedną, nieznaną, niczego nie spodziewającą się, pozytywnie nastawioną do życia osobą. cu do wnie. "nie, bo nie".

taaak. "czytelnictwo w polsce kuleje". kurwa mać. jasne, że kuleje skoro książki mają ceny tak wysokie, że jak wchodzę do księgarni to zaczynam szukać inkrustacji i złoceń na okładkach, a czytelniami rządzą takie specjalistki. następnym razem sam tam pójdę. nie jestem zbyt śmiały - ale zbluzgam z radością w oku.

alergii na kurz pani życzę. sio. sio. 

czwartek, 27 listopada 2008

wstępniak

tak, będę tu bluzgał i marudził, zrzędził i zgrzytał zębami, załamywał ręce nad tym co się dookoła dzieje.. i prosił o więcej.

co mnie sprowokowało? głównie to, że musiałem ostatnio kilka razy w niewielkich odstępach czasu odwiedzić różne nasze wspaniałe urzędy. to wystarczy by nabrać solidnej ochoty na zadźganie kogoś widelcem. 

...no ale to nie jedyny powód - urzędy to to tylko taki katalizator dla irytacji, kropla która przelała czarę. to chyba zwyczajnie zły czas jest - tak wiele rzeczy doprowadza mnie do nerwa, że czasem zastanawiam się czy to raczej ze mną nie dzieje się coś złego, a nie ze światem dookoła... zastanawiam się.. ale jednak nie. 

wieeele idiotyzmów to wytwór naszej - polskiej - głupoty, i niesamowitej umiejętności komplikowania sobie i innym życia.. wynik naszej - polskiej - zawiści, niespełnienia i zaciętości, które prowadzą do życia, którego chyba główną zasadą jest "jak sam nie mogę to i drugiemu nie pozwolę", albo "mi się nie udało - to i drugiemu utrudnię". oczywiście - nie wszystko co człowieka wkrowia jest z pochodzenia polaczkowate - wiele zjawisk nie ma narodowości.

cóż. zaraz ktoś mi napisze: nie podoba się? wypad do anglii, na bambus, czy gdzieś jeszcze indziej - jakkolwiek lubię egzotyczne wyprawy, wyniesienie się stąd nie jest moim celem. chciałbym po prostu żeby dookoła było NORMALNIE, a nie zajebiście pod górkę. 

inny zaraz napisze: idź się leczyć kolo. a niech pisze, jego prawo. możliwe że leczenie faktycznie może się przydać. zwłaszcza po tym, czego ostatnio doświadczam. 
tak tak, pewnie jestem mało odporny. no ba. w rzeczy samej. .. tylko dlaczego, do nędzy publicznej, miałbym być odporny? dlaczego mam być odporny na nieużytość baby w bibliotece albo na brak choć śladowych ilości dobrej woli ze strony kobity w okienku?

czy chcę coś zmienić? oj, bardzo bym chciał. ale jestem realistą. i już nie bardzo wierzę w możliwość zmiany mentalności niektórych osób czy instytucji. może kiedyś, za lat naście czy dziesiąt samo się ruszy. może. nie moja to brocha. może ktoś kto to czyta choć się nad sobą zastanowi i następnym razem w sytuacji A czy B sam z siebie wykaże dobrą wolę. to już będzie coś.

a teraz? teraz to zwyczajnie, po prostu, bez głębszego dna i 7 warstw znaczeń chcę się wypisać i wylać z siebie to całe wkurwienie. nie chcę narzekać w prostym tego słowa znaczeniu - chcę wysyczeć co mnie dobija. co jest zwyczajnie głupie, często bez potrzeby utrudniające, czasem wręcz szkodliwe. ot co. taka autoterapia. psychowylew. wykrzyk i wypłacz. zwerbalizowane załamanie rąk i wymowne popukanie się 
w główkę. 

uff..

no właśnie. strumień świadomości. 
nie krępujcie się, drodzy czytelnicy. jeśli coś was szczególnie irytuje - przyjmę każdą ilość ;) komentujcie, piszcie maile itepe. miło sobie czasem ulżyć.